czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział 15 - 'Lose Yourself'




Siedział tak dłuższą chwilę tuląc do siebie jej ciało. Nie krzyczał, nie szlochał tylko otępiałym wzrokiem wpatrywał się w góry, po drugiej stronie jeziora. Zimny wiatr uderzał w jego ciało, jednak nie miał zamiaru się ruszyć. Chciał jednego, chciał żeby otworzyła oczy, żeby to wszystko okazało się tylko koszmarem nocnym, z którego się wybudzi z nią u boku. 

Chciał, żeby wróciła.


- Draco… Myślę, że musimy stąd zejść…- powiedział cicho Gregory, kładąc mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na niego, dostrzegając że jego oczy są równie czerwone jak jego. Nadal kapały z nich słone łzy, które znikały w jej ubraniu. Znowu spojrzał przed siebie i przyciągnął ją mocniej do swojej piersi. Był otępiały i bolało go dosłownie całe ciało, chociaż nie potrafił tego wyjaśnić. Wtedy poczuł delikatny ruch koło swojej ręki. Nagle jej całe ciało przechyliło się do przodu, a ona wciągnęła głośno powietrze. Oddychała głęboko i szybko, jakby każdy oddech miał być ostatnim.- Aurora…- szepnął blondyn i odwrócił ją w swoją stronę.
- Czy ja widzę łzy?- spytała między oddechami.- Robisz się miękki, Malfoy.
Przyciągnął ją do siebie, a z jego oczu znowu poleciały słone krople. Podniosła wzrok na przyjaciela. Uśmiechnął się z ulgą.
- To tylko zaklęcie. Żyję. Wszystko ze mną w porządku.
- Ale jak?!
- Czytałam o tym. Człowiek wygląda jak martwy, ale w środku… Czujesz ból i zdajesz sobie sprawę, że nie możesz oddychać… To miało uchronić Śmierciożerców przed Azkabanem... Wyglądali na martwych to ich przenosili w miejsce, z którego uciekali.- i wtedy jęknęła głośno, bo doszedł do niej ból którego jeszcze przed chwilą nie czuła.- Złamał mi żebra i chyba wybił bark…- skrzywiła się.
- Kto?- włączył się Gregory pomagając jej wstać.
- Theodor.
- Zabiję gnoja.- Draco zacisnął dłonie w pięści.
- Spokojnie, tygrysie. Jeszcze będziemy mieć na to czas…- oparła dłonie o jego tors.- Na razie… Bardzo chciałabym odpocząć. 
- Widziałaś co się dzieje dookoła ciebie?- spytał kiedy schodzili po schodach.
- Widziałam.- odparła na co spuścił głowę.- Jak jeszcze kiedykolwiek będziesz się wstydził własnych uczuć i emocji, to ci tak przywalę, że będziesz żałował, że mnie poznałeś. Mogę być słaba, ale nie testuj mojej wytrzymałości. Choćbym miała potem paść na twarz nieprzytomna to tak cię prześwięcę, że się w końcu nauczysz, Malfoy.- powiedziała z groźnym błyskiem w oku.
Przycisnął ją do swojego szczupłego ciała, na co zareagowała cichym syknięciem. 
- Chyba powinnam iść do Skrzydła Szpitalnego z tymi żebrami. Nie chciałabym się obudzić z przebitym płucem.- skrzywiła się na tą myśl.- Zaprowadzisz mnie do pani Pomfrey?- skierowała prośbę do przyjaciela. Blondyn zaczął głośno protestować.
- Twoja matka jest w zamku. Powinieneś ją znaleźć…- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Odszedł z miną naburmuszonego dziecka w kierunku Wielkiej Sali, gdzie zgromadzili się wszyscy.
- Co jest?- spytał Gregory gdy zostali sami.
- Wiem, kto zabił aurorów przed świętami. To Nott. 
- Świetnie, i tak trzeba puścić informacje o jego poszukiwaniach. Skrzywdził ciebie…
- To nie takie proste… Widzisz on ukradł różdżkę Draco. Za jej pomocą to zrobił. Przyznał się do tego na Wieży. Więc jeśli zaczną węszyć to sprawdzą jego różdżkę i bum, z takim dowodem nie będą dyskutować, nawet nie będzie rozprawy. Z miejsca dostanie dożywocie.
- Ale ci o tym powiedział, zeznasz że to nieprawda i że za wszystkim stoi Nott.
- Gregory… Nie uwierzą mi bo jestem zaangażowana w to uczuciowo. Więc, cytując Notta: nie wierzę, że on może być zły.
- Veritaserum?
- Też o tym myślałam. Problemem jest to że rzucił na mnie zaklęcie. Pod wpływem zaklęć i eliksirów, będę zeznawać że to nieprawda. Greg, nie wiem co robić. Z jednej strony, mogę iść do Kingsley’a i szczerze z nim porozmawiać. Być pierwszą która o tym powie i nawet jeśli nie dogłębne dochodzenie to chociaż wybłagać te kilka miesięcy do zakończenia szkoły. Albo udawać, że nic nie wiem i liczyć, że nie zaczną węszyć.
- Jedź do Kingsley’a. Jeszcze dzisiaj. Szczerze z nim porozmawiaj. Wiem, że tam stoi jeszcze cały Wizengamot, ale jednak jest Ministrem.
Westchnęła głośno i weszła do Skrzydła.
- Gdyby ktoś się pytał, jestem w Ministerstwie…- powiedziała cicho i zamknęła za sobą drzwi.

***

-… To naprawdę trudna sytuacja…- powiedział czarnoskóry czarodziej, siedząc za biurkiem i patrząc na blondynkę.
- Tu masz rozszyfrowane i spisane na nowo listy ojca. Znajdziesz tam to zaklęcie. Wiem, że to brzmi, jakbym go chciała uratować mimo wszystko. Ale jedynie proszę o te miesiące na ukończenie szkoły. Nie zrobił tego, a jak dorwę Notta, to…
- Aurora, wierzę ci. Od jakiegoś czasu Nott był pod obserwacją, ale nie mieliśmy na niego nic, żeby go skazać. Jest zbyt sprytny. Jedynie panna Parkinson wyznała, ze ten czar, który na ciebie rzuciła, przedstawił jej Theodor i polecił jego użycie. Jednak patrząc na zaistniałą sytuację, Rada Wizengamotu na pewno nie pozwoli, żeby czarodziej, którego różdżki użyto do zabicia dwóch aurorów, chodził na wolności. Ich trudniej będzie przekonać. Musisz mieć dowody. Dam wam te miesiące pod warunkiem, że po powrocie do Londynu go osobiście do nas przyprowadzisz. A tymczasem jeden z aurorów będzie miał na niego oko w szkole, żeby nie uciekł. 
Skinęła potakująco głową.
- Naprawdę wierzę, że jest niewinny. Jednak z takimi dowodami bez procesu zamkną go w Azkabanie. Najlepiej od razu zabierz się, za szukanie Notta. Dobrze zrobiłaś, że tu przyszłaś. To przemawia na korzyść Draco.
Uśmiechnęła się do niego blado.
- Wiele zrobiłaś ostatnio dla świata czarodziejów. Chcieliśmy ci zaproponować przeprowadzenie testów na aurorów. 
- Oczywiście. O ile nie mają dość mnie i moich metod po tym roku. Chyba trochę niektórych przerażam.
- Dlatego jesteś dobra w tym co robisz. Jedź do Hogwartu pozamykaj tam sprawy, zabierz rzeczy i wracaj do Londynu. Przydasz się nam się na miejscu. Zagrożenie minęło, kilku aurorów zostanie tam tak dla pewności, ale większość Śmierciożerców, a szczególnie ci którzy to wszystko zorganizowali, jest już w Azkabanie.
- Tak jest…

***

Weszła do swojej sypialni i spojrzała na blondyna, który siedział na fotelu z odchyloną do tyłu głową.
- Byłam w Ministerstwie.- powiedziała cicho.
- Wiem. Gregory mi powiedział.
- Jak twoja mama?
- Cieszy, że przydała się do czegoś dobrego. Wiesz, że pracuje w Ministerstwie?- spytał nawet na nią nie spoglądając.
- Nie. To dobrze. Teraz ma zajęcie i robi coś dobrego…
- Powiedział mi… Przycisnąłem go, ale mi powiedział.
- Miałam z tobą porozmawiać po powrocie…- powiedziała cicho siadając na fotelu na przeciwko niego i przesuwając dłońmi po twarzy.
- Byłaś u Ministra?- spytał beznamiętnym głosem.
- Tak.
- Trafię do Azkabanu.- nie pytał. 
- Tak.
- Kiedy po mnie przyjdą?
- Nie przyjdą. Masz skończyć szkołę, auror będzie miał cię na oku, żebyś nie uciekł.
- Nie miałem takiego zamiaru. Nie jestem winny.
- Wiem.
- Skoro po mnie nie przyjdą…?
- Po skończeniu szkoły, mam cię osobiście odstawić do Ministerstwa. 
- Zostajesz w szkole?
- Nie, jutro wracam do Londynu. 
- W porządku…
- Będziemy teraz tak rozmawiać? Nie wkurzysz się, nie będziesz groził, przeklinał? Po prostu pogodzisz się z tym, że ten sukinsyn cię wrabia w podwójne morderstwo?!- uniosła głos.
- A co mam zrobić, co? Co to da, że będę się wkurzał? Nic to nie da, bo dowody są przeciwko mnie. Moją różdżką wykończono tych aurorów, a ty i Nott jesteście jedynymi którzy o tym wiedzą. On zniknął, a ty nie możesz wyznać prawdy pod przysięgą. 
- Zachowujesz się tak jak wtedy. Przegrany, zrezygnowany, pogodzony, że do końca życia będziesz siedział w Azkabanie.
- Jak znajdziesz tego karalucha to zacznę wierzyć że nie będę do końca życia siedział w Azkabanie. A na razie… Postaram się zdać egzaminy, chociaż nie wiem na co mi one.- warknął wstając. Podeszła do niego i pchnęła na fotel.
- Posłuchaj mnie, Malfoy! Nie będziesz się tak zachowywał, podczas gdy ja będę robić wszystko żeby udowodnić innym, że jesteś niewinny!- dźgnęła go mocno palcem w tors.- Jak ty się poddajesz to jak ja mam walczyć? Tak, posiedzisz w Azkabanie, ale nie pozwolę żeby to trwało całe twoje życie, rozumiesz?! 
Przyglądał jej się z wściekłością. Ona też nie ukrywała wzburzenia i oddychała głęboko z palcem wymierzonym w jego kierunku. Chciała jeszcze wiele powiedzieć, ale przyciągnął ją do siebie, sadzając na swoich kolanach, a jego usta ugasiły wszystkie niewypowiedziane słowa. Jej usta lekko się rozchyliły, pozwalając mu pieścić wargi i powoli się między nie wsunąć. Smakował jej w zaborczym pocałunku, trzymając dłoń na jej karku, uniemożliwiając odsunięcie się od niego.
- Nie skończyłam cię besztać…- jęknęła między pocałunkami i przygryzła jego wargę.
- Cholera jasna, zamknij się, Blackstone.- warknął zaciskając dłonie na jej karku i przyciskając ich ciała jeszcze mocniej. Blondynka przestała się opierać i poczuła jak ciągnie ją lekko za włosy, odchylając jej głowę do tyłu i pogłębiając pocałunek. Ich języki złączyły się w intymnym, namiętnym i wolnym tańcu, przerywanym urwanymi oddechami i cichymi jękami. Wsunął dłonie pod materiał jej koszuli i przejechał po jej kręgosłupie. Pożądanie wybuchnęło w niej i nie mogła się już opierać. Jęknęła i nie przerywając pocałunku siadła na nim okrakiem powoli próbując rozsupłać jego krawat. Cała wściekłość zmieniła się w namiętność, a ich ciała i dusze złączyły w jedność. 

Zatracili się. 

Ten ostatni raz przed rozstaniem, w stu procentach się w sobie zatracili.

***

Otworzyła drzwi do swojej sypialni ubrana jedynie w nieco za dużą na nią, białą koszulę. Lekko zaspanymi oczami spojrzała na przyjaciela.
- Chyba powinienem dziękować za zaklęcie wyciszające.- spytał uśmiechając się szeroko.
- Yhm…- jęknęła ziewając.
- Wiem, że wracasz do Londynu. Chciałem się pożegnać. Zaraz zaczynam obchód, potem zajęcia i pewnie nie będziemy mieć okazji. ROZSTANIEMY SIĘ NA PRAWIE 2 MIESIĄCE!- krzyknął biorąc ją w ramiona.
- Fakt, ale czekaj… Zostajesz?
- Tak, razem z czwórką innych. Także zobaczymy się dopiero po zakończeniu roku.
- Zabierzesz mnie na piwo.- powiedziała cicho ściskając go.- A teraz wybacz. Chyba muszę się doprowadzić do stanu, w którym mogę pokazać się ludziom.
- Mi tam się podoba wersja: after sex.
- Spieprzaj…- powiedziała uderzając go w ramie i zatrzasnęła drzwi. Oparła się o nie i spojrzała na blondyna, który leżał z rękami pod głową.- Muszę się spakować.
- Potrzebujesz do tego jednego zaklęcia. Nie zobaczymy się przez dwa miesiące!- powiedział patrząc w sufit.
- Ty też się musisz przenieść.
- Później… przywiozę ci tę koszulę. Dobrze się, w niej prezentujesz.

***

Weszła do niemal pustego mieszkania. Musiała je urządzić i wykończyć, ale cieszyła się, że będzie miała zajęcie na najbliższe dni. Apartament miał dwa poziomy. Na dole był ogromny salon, połączony z kuchnią i jadalnią oraz gabinet i jedna z łazienek. Wszędzie było mnóstwo okien, które wpuszczały do środka dużo światła. Wszystko było bardzo proste i minimalistyczne. Na podłodze były białe panele, ściany miały kolor jasnoszary, a sufit pokryty był czarnymi belkami stropowymi. Po wejściu z średniego korytarza, wchodziło się do salonu, którego głównym punktem, po lewej stronie, był spory kominek, obłożony szarymi kamieniami. Stojąc przodem do kominka, po lewej stronie, nieco wyżej niż poziom salonu, była kuchnia z wyspą i stół ukryty za półokrągłymi schodami. Kuchnia była już wyposażona we wszystkie blaty i sprzęty, wszystkie w czarnym kolorze. Potrzebowała jeszcze tylko dużej ilości roślin. Zajrzała do kolejnego pomieszczenia, zupełnie pustego, w którym już wiedziała, że postawi półki, a na nich całe mnóstwo książek, które nadal zalegały w domu Snape’a. Łazienki i na piętrze i na parterze były puste, ale ona dokładnie wiedziała jak chce żeby wyglądały. Podobnie było z sypialniami i jednym wolnym pokojem, co do którego nie miała jeszcze planów. Na samym końcu wyszła na taras, z którego rozciągał się widok na Londyn. Chciała tam postawić dużo roślin i wygodne fotele, na których będzie mogła spędzać wieczory. Westchnęła głęboko i wróciła do środka. Postanowiła wyposażyć się w sklepach dla mugoli i już po kilku minutach kroczyła ulicami Londynu, chcąc jak najszybciej zdobyć meble. Jutro chciała dokupić rośliny, przenieść książki i nieliczne rzeczy ze starego, wynajmowanego przez nią mieszkania. Po kilku godzinach zwiedzania centrów handlowych i meblowych, miała kupione wszystkie meble i kilka nowych ubrań. Kiedy wróciła do mieszkania przygotowała kolację, rozpaliła w kominku i nalała wina do kieliszka. Usiadła na miękkim czarnym dywanie, który była w stanie dostarczyć jeszcze tego samego dnia i powoli jedząc wpatrywała się w trzaskające wesoło płomienie. 

Było prawie normalnie.

***

Przekroczyła próg Ulicy Pokątnej z niewielkim niepokojem. Nie była tu od czasu ataku ze Śmierciożercami i bała się, że powinna trzymać się z daleka od tego miejsca. Nic takiego jednak się nie stało. Czarodzieje uśmiechali się do niej, niektórzy nawet gratulowali i dziękowali. Była zaskoczona i zdezorientowana, bo ostatnia jej wizyta skończyła się śmiercią wielu osób i zniszczeniami, które zapewne odbudowywali przez bardzo długi czas. Pokręciła lekko głową i weszła do sklepu, w którym mogła kupić magiczne rośliny i nasiona. Chciała na tarasie zrobić miejsce, w którym znajdą się wszystkie potrzebne zioła. Stwierdziła, że w wolnym pokoju zrobi miejsce idealne do warzenia eliksirów. Oprócz tego zaopatrzyła się w nową sowę, bo dotychczas raczej mało korzystała z tej formy wysyłania listów. Kupiła sowę jarzębatą i przy okazji kilka rzeczy dla kota. Zaopatrzyła się też w trochę leków, jedzenia i książek. Sprawiła sobie też nowe buty, które musiały być wygodne i nie przeszkadzać jej w pracy. Jej szata, którą wykonała na wzór swojego dawnego stroju Śmierciożercy, była używana tak rzadko, że wyglądała prawie jak nowa. Jako auror często chodziła w ubraniach bardziej mugolskich niż czarodziejskich, bo musiała wtapiać się w tło. Kiedy wróciła do mieszkania, ku jej zadowoleniu, meble stały już poustawiane na swoich miejscach. Tak, wynajęła czarodziejów do ich dostarczenia. Jęknęła zadowolona, gdy zobaczyła łóżko, co oznaczało, że nie spędzi kolejnej nocy na podłodze. Wyciągnęła z walizki koszulkę blondyna, którą mu zabrała, założyła na siebie i opadła zmęczona na kanapę.

***

2 miesiące później
Pociąg zatrzymał się na stacji King’s Cross i uczniowie zaczęli wysiadać, witając się ze swoimi bliskimi. Wyszedł z tego pociągu po raz ostatni. Z jednej strony to było bardzo dziwne uczucie, bo kończył się pewien, bardzo długi rozdział w jego życiu. Z drugiej jednak rozpoczynał się zupełnie nowy. Żałował jedynie, że w ciągu najbliższych kilku godzin stanie znowu w jednej z kamiennych cel Azkabanu i spędzi w niej nie wiadomo ile czasu. Rozejrzał się po ludziach zgromadzonych na peronie. Widział Pottera, który trzymając brązowowłosą dziewczynę za rękę, przeciskał się wśród ludzi, żeby opuścić to miejsce. Blaise zostawił go kilka chwil temu i sam przeniósł się do domu. Patrzył po wszystkich twarzach szukając tej jednej. 

I wtedy ją dostrzegł. 

Stała z boku, oparta o ścianę, jak zwykle ubrana od góry do dołu na czarno, z nieodgadnionym wyrazem twarzy obserwując ludzi. Pomachała do Harry'ego. Kiedy go zobaczyła rozpromieniła się i ruszyła w jego kierunku. Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała namiętnie zapominając, że dookoła nich jest pełno ludzi. Rzucił jedną z trzymanych toreb na podłogę i objął ją w talii.
- Hej…- wyszeptała odsuwając się od niego na chwilę.
- Cześć…- odparł, chociaż w jego oczach malował się smutek.- Ile mamy czasu?
- Jutro rano mamy się stawić w Ministerstwie.
- Coś się ruszyło?- spytał obejmując ją i ruszając w stronę wyjścia z dworca.
- Raz prawie go dopadłam.- skrzywiła się.- Ale ten cwany szczur mi uciekł. Nie martw się. Codziennie nad tym pracuje. Nie ucieknie mi. Jak egzaminy?
- Wyjątkowo dobrze.
Uśmiechnęła się do niego i otworzyła drzwi do nowego mieszkania. Rzucił swoje rzeczy na podłogę i przyparł ją do ściany.
- Mam mało czasu, a kto wie kiedy cię znowu zobaczę…- powiedział cicho, całując ją powoli i czule. Pogłaskała go po twarzy i oddała pocałunek w stu procentach. W tym momencie nie interesowało ją, że zostawili rzeczy na środku korytarza. 

Jedyne czego potrzebowała to On.





~*~
Następny rozdział: 30.11.2015, godzina: 18:00


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz